UWAGA: MOCNY wywiad!
Szanowni ,
Mam dziś przyjemność gościć na łamach
30-lat-poźniej, kolejnego autora o silnym, własnym zdaniu na tematy
inwestycyjne.
Pan Grzegorz prowadzi bloga http://przeglad-finansowy.blogspot.com/ i jednym z
tych którzy mówią wprost i bez sentymentów co wedle ich najlepszej wiedzy i
doświadczenia ma sens- a co jest … do „bani”.
Zobaczmy więc, co w dzisiejszej sytuacji ma
potencjał wzrostu, gdzie leżą rafy koralowe ryzyk inwestycyjnych i jak sterować
naszym portfelem aby umiejętnie je omijać.
Zacznijmy od rynku akcyjnego i jego perspektyw w
tym roku i w przyszłym.
Zapytam otwarcie – czy nadchodzi załamanie i
bessa?
Pytanie jest podchwytliwe –
oczywiście, że nadchodzi, tylko konia z rzędem temu, kto wytypuje dobrze
moment, w którym owo załamanie nadejdzie.
Obserwując fundamentalne czynniki w
perspektywie globalnej pompowanie pieniędzy przez FED przełożyło się na
spektakularny wzrost na Wall Street.
SP500 czy DJIA jest ponad szczytami
z 2007, ale jeżeli spojrzymy na naszą giełdę to zauważymy, że WIG do powtórki z
roku 2007 ma jeszcze spory kawałek. W
pewnym momencie paliwo dla giełdy w postaci tanich pieniędzy FED się skończy.
Myślę, że polska giełda się podda globalnemu trendowi.
Czy są jakieś wskaźniki makroekonomiczne, czy
komunikaty które powiedzą nam że jesteśmy w momencie w którym należy dokonać
sprzedaży ? Na co warto zwracać uwagę?
Jeżeli chodzi o giełdę polską to
teoretycznie wskaźnikiem powinny być ruchy kapitału spekulacyjnego i kursy
walut – jeżeli inwestorzy zagraniczni uznają, że czas na wzrosty na GPW się
skończył to powinno o być widoczne jednocześnie na WIGu i na złotówce.
Niestety tak nie jest, bo tę
percepcję zaburza strumień unijnych pieniędzy i przychody z eksportu. Jeżeli spojrzymy
w wykresy to zauważymy, że w 2007 roku giełda spadała, a kursy załamały się
dopiero w 2008 roku. Wydaje mi się, że powinniśmy zatem obserwować wskaźniki
wzrostu gospodarczego, wskaźniki eksportu i zdolność przedsiębiorstw do
generowania pozytywnego cash-flow.
To elementy które zawsze należy
obserwować. Tak jak i zachowanie giełdy w USA.
Zakładając że czas wzrostów na akcjach się kończy
i potrwa już niedługo – powinniśmy zastanowić się nad alternatywnymi miejscami
do przeniesienia naszego kapitału.
Założenie jest błędne
bo moim zdaniem cały czas powinniśmy analizować i dywersyfikować portfel w
kierunku różnych segmentów poza akcjami. Trzymanie całego portfela w akcjach
jest głupotą, podobnie jak w inwestycjach „alternatywnych” – tu potrzebny jest
zdrowy balans.
Dobrze skonstruowany portfel moim zdaniem
powinien mieć permanentnie kilka podpierających go filarów – część akcyjną,
obligacje, lokaty, surowce, etc…
Ciekawe podejście, w kwestii dywersyfikacji jest
wiele poglądów- jedne mówia o możliwie szerokim rozstrzale, inne mówią o
koncentracji i kumulacji kapitału na kilku lub jednej wybranej pozycji –
naturalnie jeśli jesteśmy pewni naszego wyboru.
Rozważmy w takim razie możliwości dywersyfikacji.
Pierwsze na myśl przychodzą lokaty – oprocentowane
ledwo ponad inflację.
Jak już nawiązujemy do lokat – w tym
momencie mamy niskie stopy i oprocentowanie lokat jest małe. Co nie znaczy, że
nie należy w lokatach trzymać części swojego portfela – choćby po to aby mieć
pewną poduszkę i płynność.
W tym momencie cyklu w którym
jesteśmy teraz –moim zdaniem mamy dwie opcje. Albo możemy wybrać lokaty na
krótki termin i przeczekać okres niskich stóp, albo wybrać lokaty na długi
termin ale oparte o zmienną stawkę WIBOR+marża, co pozwoli nam nie stracić
realnie kiedy stopy wzrosną.
Dla tych którzy nie tylko chcą przeczekać, ale
jednak nieco zarobić – mamy na rynku obligacje skarbowe i obligacje
Korporacyjne oraz surowce. Jakie jest Pana zdanie na ich temat ?
Po kolei. Obligacje skarbowe są aktualnie mało atrakcyjne z jednego powodu.
Jeżeli ktoś przyjrzy się dokładnie konstrukcji oprocentowania np. detalicznych
obligacji cztero albo dziesięcioletnich to zauważy, że wyższą marżę mają w
pierwszym roku, a w kolejnych latach marża jest znacząco niska. Powoduje
to, że oprocentowanie w drugim, trzecim i kolejnych latach utrzymywania takiej
obligacji będzie nieatrakcyjne.
Jeszcze kilka lat temu było
dokładnie odwrotnie. Kupiona pięć czy sześć lat temu obligacja dziesięcioletnia
pozwala dziś osiągać sensowną stopę odsetek, ale gdybyśmy dziś kupili obligację
dziesięcioletnią to za pięć lat mielibyśmy niską marżę. Nie ma to sensu.
W tej konkurencji
wygrywa lokata.
Obligacje korporacyjne to temat
rzeka.
Mam mocno krytyczne zdanie na temat
rynku obligacji korporacyjnych.
Inwestor detaliczny jest tutaj z
założenia na przegranej pozycji.
W przypadku nie wykupienia obligacji
(a takich przypadków jest na pęczki) ma bardzo ograniczone możliwości przy
małym portfelu (ze względu na koszty). Poza tym przepisy są tak skonstruowane,
że faworyzują nieuczciwy zarząd spółki kosztem inwestorów. Wyższe stopy zwrotu
moim zdaniem w niewielkim stopniu rekompensują te ryzyka.
Jeżeli chodzi o
surowce – w szczególności złoto to moim zdaniem jest ono jednym z koniecznych
elementów portfela. Po pierwsze złoto przechowuje
wartość w czasie. Można się zżymać nad jego ceną (która nota bene jest
wyznaczana dla derywatów złota, a nie dla metalu fizycznego jako takiego), ale
jednego można być z grubsza pewnym.
W przypadku jakichkolwiek zawirowań
na rynku finansowym złoto utrzymuje wartość w czasie. Niektórzy twierdzą, że jest niejako polisą ubezpieczeniową od wariactwa
polityków i ja się z ta opinią zgadzam.
Na chwilę zatrzymałbym się przy obligacjach
korporacyjnych. Faktycznie było kilka firm które nadszarpnęły zaufanie
inwestorów, i jak każda inwestycja i ta jest obarczona ryzykiem, niemniej jeśli
dobrze dobierzemy firmę … a właśnie- czym się kierować w identyfikowaniu i
omijaniu potencjalnych ryzyk w doborze firm pod obligacje korporacyjne?
Ha!, Nie kilka ale całe pęczki, aż
trudno je w tym wszystkim wymienić.
Rynek obligacji staje się w pewnej
części niebezpieczną rzeką –szczególnie w segmencie High Yeld czyli obligacji
wysoko oprocentowanych, którą po pieniądze podpływają wszyscy ci, którzy nie
uzyskali kredytu w banku. Nawet
obligacje banków spółdzielczych stają się bardziej ryzykowne niż to wydawałoby
się jeszcze z rok temu.
Oto lista wybranych, ostatnich
przykładów kontrahentów którzy zawiedli zaufanie obligatariuszy:
- w ubiegłym tygodniu obligacji nie
wykupiła Organika,
- pojawiły się doniesienia o stracie
banku PBS,
- Gant w upadłości,
- Różana (dawna Jedynka) w upadłości,
- Widok Energia w upadłości,
- Skystone Capital (BBI Zeneris) nie
wypłacił odsetek,
- Cash Flow ma w sądzie wnioski o
upadłość,
- Orzeł ma w sądzie wniosek o
upadłość,
- GPF causa nie wykupiła obligacji,
- East Pictures nie wykupił
obligacji,
- Rodan Systems nie wypuił obligacji
i nie ma majątku nawet na likwidację,
- Budostal 5 w upadłości,
- TimberOne w upadłości,
- Milmex nie wykupił w terminie
obligacji,
- Vedia nie wykupiła w terminie
obligacji,
- Digate zalegał z wypłatą odsetek,
Za każdą z tych historii kryje się
bezsilność obligatariuszy i bezczelność zarządów.
Nie mówię oczywiście o segmencie
poważnych firm i poważnych banków czy gmin.
Mamy PKN Orlen, który jest OK, ale
nie daje kokosów w postaci odsetek.
Mamy obligacje komunalne, których
nie można kupić bo są kompletnie niepłynne.
Mamy banki spółdzielcze, które dają
przeciętne odsetki, za przeciętne ryzyko.
Ale segment korporacyjnych papierów
o wysokich odsetkach? Generalnie wysokie premium to wysokie ryzyko.
Uważam, na podstawie własnych
doświadczeń, że obligacje korporacyjne są BARDZIEJ ryzykownym instrumentem niż
akcje bo w przypadku nie wykupienia ich w terminie inwestor zostaje z
bezwartościowym papierem i niewiele może od strony prawnej zrobić, a w
przypadku akcji, ich cena co najwyżej znacznie spadnie co pozwoli przynajmniej w
porę wyjść ze stratą mniejszą niż 100% i te stratę dla celów podatkowych
rozliczyć.
Jeżeli chodzi o unikanie
ryzyk i dobór obligacji to uważam na przykład, że dla detalicznego inwestora
nie ma żadnego znaczenia zabezpieczenie obligacji bo w przypadku defaultu,
koszty dochodzenia długu przy obligacjach za kilka tysięcy złotych są
nieproporcjonalne.
Większe znaczenie ma analiza
rachunku zysków i strat emitenta i ocena jego rachunku przepływów pieniężnych.
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy chcemy pożyczyć pieniądze komuś kto
nie jest w stanie zarabiać na prowadzonej działalności i nie jest w stanie
generować z niej gotówki. Z czego bowiem taki delikwent miałby nas potem
spłacić? Odfiltrowujmy obietnice.
W takim razie
- co zamiast / oprócz obligacji korporacyjnych?
Zgodnie z cyklem gospodarczym powinnyśmy niebawem
wchodzić w ożywienie na rynku surowców i metali szlachetnych – czy to już
moment na inwestycje?
A jeśli tak to
w co ? J
Rozróżnijmy rynki surowców i metali
szlachetnych. Surowce mają znaczenie przemysłowe i podlegają wahaniom
koniunktury uzależnionym od sytuacji w przemyśle.
Surowce to mogą być miedź, kakao,
ropa, etc. Każdy z nich ma swoją specyfikę. W przypadku miedzi przykładowo
prognozuje się raczej niższe ceny w najbliższych latach.
Surowce żywnościowe mają i
fundamentalnie będą miały tendencję do drożenia, ale każdy z nich ma swoją
specyfikę i podatność np. na pogodę. Dodatkowo, o czym mało kto zdaje sobie
sprawę, ceny żywności są silnie zależne także od cen paliw. Gros kosztu
wytworzenia i dostarczenia żywności do konsumenta pochłaniają koszty energii
pozyskiwanej z paliw płynnych. Trzeba mieć to na uwadze w perspektywie
długoterminowej.
Surowce energetyczne z kolei fundamentalnie
muszą drożeć w perspektywie trzydziestu
lat, ale są podatne na tak dużą zmienność w zależności od sytuacji
geopolitycznej, że inwestowanie w nie jest obarczone sporym ryzykiem. Jak widać
trudno mówić jednolitym segmencie pt. surowce.
Metale szlachetne stanowią specyfikę
samą w sobie bo popyt na nie ma charakter dwojaki: inwestycyjny i przemysłowy.
Dodatkowo w przypadku każdego metalu jest różna proporcja udziału popytu
przemysłowego (dążąca do zera w przypadku złota – popyt przemysłowy na złoto ma
znikomy wpływ na ceny). Sytuację w
metalach można oceniać w perspektywie długoterminowej jako nieuniknioną
aprecjację (co wynika z sytuacji monetarnej w jakiej jest cały świat), a w
krótkoterminowej jako permanentną manipulację (co wynika z konstrukcji rynków
na których się je handluje). Rozjaśniłem?
To wracając do sedna pytania – moim
zdaniem jedyne sensowne podejście dla indywidualnego inwestora to regularne
zakupy złota bez oglądania się na ceny.
Srebro jest obłożone VAT i marże na nim są wyższe, więc trudniej o zarobek –
jakiś udział w portfelu może mieć, ale ze świadomością faktów: rynek srebra jest manipulowany, jest bardziej
zmienne w cenie od złota, a utopią jest wiara w historyczne ratio do złota.
Pozostałe metale jak pallad i platyna, są moim zdaniem bezsensowne dla
przeciętnego indywidualnego inwestora ze względu na marże.
Podsumowując preferuję
regularne inwestycje w złoto – najbardziej przystępne, najłatwiej dostępne i
najłatwiej zbywalne – nawet w środku pustyni za złoto kupimy galon benzyny i
wodę mineralną.
Obligacje, surowce , lokaty, spośród alternatyw
inwestycyjnych na czasy turbulencji rynkowych możemy pokusić się jeszcze o grę
na spadki na kontraktach terminowych i .. wyjście z rynku kapitałowego
połączone z ulokowaniem kapitału w nieruchomościach.
Co Pan sądzi o takim podejściu?
Kontrakty oparte na lewarze są mocno
ryzykownym elementem. Przyznam się, że sam się nimi nie zajmuję bo wymagają
ciągłego śledzenia sytuacji rynkowej – to zajęcie dla zawodowych inwestorów.
Nieruchomości są teoretycznie ok, ale
trzeba pamiętać, że nieruchomość nieruchomości nierówna. Nie wszystkie są w
stanie utrzymać wartość i nie wszystkie mogą zyskiwać. Przykładowo: w bloku
naprzeciw mojego mieszkania deweloper od trzech lat próbuje sprzedać wciąż te
same lokale pomimo cen obniżonych już o 40% do oryginału.
To jest zagadnienie na całe opracowanie.
Nadchodzą czasy w których możemy spodziewać się
dramatycznych i szybkich zmian.
Nie zawsze możemy powiedzieć że nasze wybory
przyniosą zyski.
Jaki ma Pan sposób na radzenie sobie ze stresem –
potencjalnej straty ?
Potencjalną stratę
trzeba zaakceptować. Jeżeli rozpoczynamy inwestycję to
musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaką stratę jesteśmy w stanie
zaakceptować. Niemniej stres pozostanie
zawsze, jeżeli ten stres nas uwiera, to nie podejmujmy takiej inwestycji –
szkoda zdrowia.
Inwestowanie czasem bywa też zyskowne :)
Jak nie popaść w hurraoptymizm i jak nie pogrążyć
się w czasie większych sukcesów ?
Pamiętać o stratach, które
ponieśliśmy w przeszłości?
To nas uczy, że czasem papierowy
zysk może przerodzić się w realną stratę. Czasem
trzeba wyjść z inwestycji w odpowiednim momencie, zamknąć za nią drzwi i już do
niej nie wracać nawet jeśli wydaje nam się, że wyszliśmy za wcześnie.
Na koniec, ostatnie kluczowe pytanie bez którego
cały wywiad nie ma większego sensu – Z Pana doświadczenia, prosto z serca i
szczerze – czy naprawdę warto inwestować ? Czy ta gra warta jest ryzyka ?
Powiem inaczej,
niestety to konieczność życiowa! Cóż innego nam
pozostaje? Jeżeli zakładamy, że chcemy gromadzić jakieś oszczędności, to coś
trzeba z nimi robić – chcąc nie chcąc staniemy się inwestorami, trzeba będzie
podjąć i zaakceptować pewne ryzyka i miejmy nadzieje osiągnąć profit. Zaś akceptowalny poziom ryzyka, jest dla każdego inny – mierzyłbym go
łatwością zasypiania J
Dziękuję
za udział i Pana odpowiedzi.
Wszystkich
zainteresowanych zapraszam serdecznie na bloga http://przeglad-finansowy.blogspot.com/
Z
poważaniem dla Szanownych
Michał
Sankowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Weź udział w dyskusji, zostaw myśl, komentarz, uwagę lub sugestię.