piątek, 4 kwietnia 2014

Złoto i obligacje korporacyjne - ryzyko i zysk czy tylko ryzyko ...

UWAGA: MOCNY wywiad! 


Szanowni ,

Mam dziś przyjemność gościć na łamach 30-lat-poźniej, kolejnego autora o silnym, własnym zdaniu na tematy inwestycyjne.
Pan Grzegorz prowadzi bloga http://przeglad-finansowy.blogspot.com/  i jednym z tych którzy mówią wprost i bez sentymentów co wedle ich najlepszej wiedzy i doświadczenia ma sens- a co jest … do „bani”.

Zobaczmy więc, co w dzisiejszej sytuacji ma potencjał wzrostu, gdzie leżą rafy koralowe ryzyk inwestycyjnych i jak sterować naszym portfelem aby umiejętnie je omijać.

Zacznijmy od rynku akcyjnego i jego perspektyw w tym roku i w przyszłym.
Zapytam otwarcie – czy nadchodzi załamanie i bessa?

Pytanie jest podchwytliwe – oczywiście, że nadchodzi, tylko konia z rzędem temu, kto wytypuje dobrze moment, w którym owo załamanie nadejdzie.
 Obserwując fundamentalne czynniki w perspektywie globalnej pompowanie pieniędzy przez FED przełożyło się na spektakularny wzrost na Wall Street.
SP500 czy DJIA jest ponad szczytami z 2007, ale jeżeli spojrzymy na naszą giełdę to zauważymy, że WIG do powtórki z roku 2007 ma jeszcze spory kawałek. W pewnym momencie paliwo dla giełdy w postaci tanich pieniędzy FED się skończy. Myślę, że polska giełda się podda globalnemu trendowi.

Czy są jakieś wskaźniki makroekonomiczne, czy komunikaty które powiedzą nam że jesteśmy w momencie w którym należy dokonać sprzedaży ? Na co warto zwracać uwagę?

Jeżeli chodzi o giełdę polską to teoretycznie wskaźnikiem powinny być ruchy kapitału spekulacyjnego i kursy walut – jeżeli inwestorzy zagraniczni uznają, że czas na wzrosty na GPW się skończył to powinno o być widoczne jednocześnie na WIGu i na złotówce.

Niestety tak nie jest, bo tę percepcję zaburza strumień unijnych pieniędzy i przychody z eksportu. Jeżeli spojrzymy w wykresy to zauważymy, że w 2007 roku giełda spadała, a kursy załamały się dopiero w 2008 roku. Wydaje mi się, że powinniśmy zatem obserwować wskaźniki wzrostu gospodarczego, wskaźniki eksportu i zdolność przedsiębiorstw do generowania pozytywnego cash-flow.
To elementy które zawsze należy obserwować. Tak jak i zachowanie giełdy w USA.

Zakładając że czas wzrostów na akcjach się kończy i potrwa już niedługo – powinniśmy zastanowić się nad alternatywnymi miejscami do przeniesienia naszego kapitału.

Założenie jest błędne bo moim zdaniem cały czas powinniśmy analizować i dywersyfikować portfel w kierunku różnych segmentów poza akcjami. Trzymanie całego portfela w akcjach jest głupotą, podobnie jak w inwestycjach „alternatywnych” – tu potrzebny jest zdrowy balans.

 Dobrze skonstruowany portfel moim zdaniem powinien mieć permanentnie kilka podpierających go filarów – część akcyjną, obligacje, lokaty, surowce, etc…

Ciekawe podejście, w kwestii dywersyfikacji jest wiele poglądów- jedne mówia o możliwie szerokim rozstrzale, inne mówią o koncentracji i kumulacji kapitału na kilku lub jednej wybranej pozycji – naturalnie jeśli jesteśmy pewni naszego wyboru.
Rozważmy w takim razie możliwości dywersyfikacji.
Pierwsze na myśl przychodzą lokaty – oprocentowane ledwo ponad inflację.

Jak już nawiązujemy do lokat – w tym momencie mamy niskie stopy i oprocentowanie lokat jest małe. Co nie znaczy, że nie należy w lokatach trzymać części swojego portfela – choćby po to aby mieć pewną poduszkę i płynność.
W tym momencie cyklu w którym jesteśmy teraz –moim zdaniem mamy dwie opcje. Albo możemy wybrać lokaty na krótki termin i przeczekać okres niskich stóp, albo wybrać lokaty na długi termin ale oparte o zmienną stawkę WIBOR+marża, co pozwoli nam nie stracić realnie kiedy stopy wzrosną.

Dla tych którzy nie tylko chcą przeczekać, ale jednak nieco zarobić – mamy na rynku obligacje skarbowe i obligacje Korporacyjne oraz surowce. Jakie jest Pana zdanie na ich temat ?

Po kolei. Obligacje skarbowe są aktualnie mało atrakcyjne z jednego powodu. Jeżeli ktoś przyjrzy się dokładnie konstrukcji oprocentowania np. detalicznych obligacji cztero albo dziesięcioletnich to zauważy, że wyższą marżę mają w pierwszym roku, a w kolejnych latach marża jest znacząco niska. Powoduje to, że oprocentowanie w drugim, trzecim i kolejnych latach utrzymywania takiej obligacji będzie nieatrakcyjne.
Jeszcze kilka lat temu było dokładnie odwrotnie. Kupiona pięć czy sześć lat temu obligacja dziesięcioletnia pozwala dziś osiągać sensowną stopę odsetek, ale gdybyśmy dziś kupili obligację dziesięcioletnią to za pięć lat mielibyśmy niską marżę. Nie ma to sensu.
W tej konkurencji wygrywa lokata.

Obligacje korporacyjne to temat rzeka.
Mam mocno krytyczne zdanie na temat rynku obligacji korporacyjnych.
Inwestor detaliczny jest tutaj z założenia na przegranej pozycji.
W przypadku nie wykupienia obligacji (a takich przypadków jest na pęczki) ma bardzo ograniczone możliwości przy małym portfelu (ze względu na koszty). Poza tym przepisy są tak skonstruowane, że faworyzują nieuczciwy zarząd spółki kosztem inwestorów. Wyższe stopy zwrotu moim zdaniem w niewielkim stopniu rekompensują te ryzyka.

Jeżeli chodzi o surowce – w szczególności złoto to moim zdaniem jest ono jednym z koniecznych elementów portfela. Po pierwsze złoto przechowuje wartość w czasie. Można się zżymać nad jego ceną (która nota bene jest wyznaczana dla derywatów złota, a nie dla metalu fizycznego jako takiego), ale jednego można być z grubsza pewnym.
W przypadku jakichkolwiek zawirowań na rynku finansowym złoto utrzymuje wartość w czasie. Niektórzy twierdzą, że jest niejako polisą ubezpieczeniową od wariactwa polityków  i ja się z ta opinią zgadzam.

Na chwilę zatrzymałbym się przy obligacjach korporacyjnych. Faktycznie było kilka firm które nadszarpnęły zaufanie inwestorów, i jak każda inwestycja i ta jest obarczona ryzykiem, niemniej jeśli dobrze dobierzemy firmę … a właśnie- czym się kierować w identyfikowaniu i omijaniu potencjalnych ryzyk w doborze firm pod obligacje korporacyjne?


Ha!, Nie kilka ale całe pęczki, aż trudno je w tym wszystkim wymienić.
Rynek obligacji staje się w pewnej części niebezpieczną rzeką –szczególnie w segmencie High Yeld czyli obligacji wysoko oprocentowanych, którą po pieniądze podpływają wszyscy ci, którzy nie uzyskali  kredytu w banku. Nawet obligacje banków spółdzielczych stają się bardziej ryzykowne niż to wydawałoby się jeszcze z rok temu.

Oto lista wybranych, ostatnich przykładów kontrahentów którzy zawiedli zaufanie obligatariuszy:
- w ubiegłym tygodniu obligacji nie wykupiła Organika,
- pojawiły się doniesienia o stracie banku PBS,
- Gant w upadłości,
- Różana (dawna Jedynka) w upadłości,
- Widok Energia w upadłości,
- Skystone Capital (BBI Zeneris) nie wypłacił odsetek,
- Cash Flow ma w sądzie wnioski o upadłość,
- Orzeł ma w sądzie wniosek o upadłość,
- GPF causa nie wykupiła obligacji,
- East Pictures nie wykupił obligacji,
- Rodan Systems nie wypuił obligacji i nie ma majątku nawet na likwidację,
- Budostal 5 w upadłości,
- TimberOne w upadłości,
- Milmex nie wykupił w terminie obligacji,
- Vedia nie wykupiła w terminie obligacji,
- Digate zalegał z wypłatą odsetek,

Za każdą z tych historii kryje się bezsilność obligatariuszy i bezczelność zarządów.
Nie mówię oczywiście o segmencie poważnych firm i poważnych banków czy gmin. 
Mamy PKN Orlen, który jest OK, ale nie daje kokosów w postaci odsetek.
Mamy obligacje komunalne, których nie można kupić bo są kompletnie niepłynne. 
Mamy banki spółdzielcze, które dają przeciętne odsetki, za przeciętne ryzyko.
Ale segment korporacyjnych papierów o wysokich odsetkach? Generalnie wysokie premium to wysokie ryzyko.

Uważam, na podstawie własnych doświadczeń, że obligacje korporacyjne są BARDZIEJ ryzykownym instrumentem niż akcje bo w przypadku nie wykupienia ich w terminie inwestor zostaje z bezwartościowym papierem i niewiele może od strony prawnej zrobić, a w przypadku akcji, ich cena co najwyżej znacznie spadnie co pozwoli przynajmniej w porę wyjść ze stratą mniejszą niż 100% i te stratę dla celów podatkowych rozliczyć.

Jeżeli chodzi o unikanie ryzyk i dobór obligacji to uważam na przykład, że dla detalicznego inwestora nie ma żadnego znaczenia zabezpieczenie obligacji bo w przypadku defaultu, koszty dochodzenia długu przy obligacjach za kilka tysięcy złotych są nieproporcjonalne.

Większe znaczenie ma analiza rachunku zysków i strat emitenta i ocena jego rachunku przepływów pieniężnych. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy chcemy pożyczyć pieniądze komuś kto nie jest w stanie zarabiać na prowadzonej działalności i nie jest w stanie generować z niej gotówki. Z czego bowiem taki delikwent miałby nas potem spłacić? Odfiltrowujmy obietnice.

W takim razie  - co zamiast / oprócz obligacji korporacyjnych?
Zgodnie z cyklem gospodarczym powinnyśmy niebawem wchodzić w ożywienie na rynku surowców i metali szlachetnych – czy to już moment na inwestycje?
A jeśli tak to  w co ? J

Rozróżnijmy rynki surowców i metali szlachetnych. Surowce mają znaczenie przemysłowe i podlegają wahaniom koniunktury uzależnionym od sytuacji w przemyśle.
Surowce to mogą być miedź, kakao, ropa, etc. Każdy z nich ma swoją specyfikę. W przypadku miedzi przykładowo prognozuje się raczej niższe ceny w najbliższych latach.

Surowce żywnościowe mają i fundamentalnie będą miały tendencję do drożenia, ale każdy z nich ma swoją specyfikę i podatność np. na pogodę. Dodatkowo, o czym mało kto zdaje sobie sprawę, ceny żywności są silnie zależne także od cen paliw. Gros kosztu wytworzenia i dostarczenia żywności do konsumenta pochłaniają koszty energii pozyskiwanej z paliw płynnych. Trzeba mieć to na uwadze w perspektywie długoterminowej.

Surowce energetyczne z kolei fundamentalnie muszą drożeć  w perspektywie trzydziestu lat, ale są podatne na tak dużą zmienność w zależności od sytuacji geopolitycznej, że inwestowanie w nie jest obarczone sporym ryzykiem. Jak widać trudno mówić jednolitym segmencie pt. surowce.

Metale szlachetne stanowią specyfikę samą w sobie bo popyt na nie ma charakter dwojaki: inwestycyjny i przemysłowy. Dodatkowo w przypadku każdego metalu jest różna proporcja udziału popytu przemysłowego (dążąca do zera w przypadku złota – popyt przemysłowy na złoto ma znikomy wpływ na ceny). Sytuację w metalach można oceniać w perspektywie długoterminowej jako nieuniknioną aprecjację (co wynika z sytuacji monetarnej w jakiej jest cały świat), a w krótkoterminowej jako permanentną manipulację (co wynika z konstrukcji rynków na których się je handluje). Rozjaśniłem?

To wracając do sedna pytania – moim zdaniem jedyne sensowne podejście dla indywidualnego inwestora to regularne zakupy złota bez oglądania się na ceny. Srebro jest obłożone VAT i marże na nim są wyższe, więc trudniej o zarobek – jakiś udział w portfelu może mieć, ale ze świadomością faktów:  rynek srebra jest manipulowany, jest bardziej zmienne w cenie od złota, a utopią jest wiara w historyczne ratio do złota. Pozostałe metale jak pallad i platyna, są moim zdaniem bezsensowne dla przeciętnego indywidualnego inwestora ze względu na marże.

Podsumowując preferuję regularne inwestycje w złoto – najbardziej przystępne, najłatwiej dostępne i najłatwiej zbywalne – nawet w środku pustyni za złoto kupimy galon benzyny i wodę mineralną.

Obligacje, surowce , lokaty, spośród alternatyw inwestycyjnych na czasy turbulencji rynkowych możemy pokusić się jeszcze o grę na spadki na kontraktach terminowych i .. wyjście z rynku kapitałowego połączone z ulokowaniem kapitału w nieruchomościach.
Co Pan sądzi o takim podejściu?

Kontrakty oparte na lewarze są mocno ryzykownym elementem. Przyznam się, że sam się nimi nie zajmuję bo wymagają ciągłego śledzenia sytuacji rynkowej – to zajęcie dla zawodowych inwestorów.

Nieruchomości są teoretycznie ok, ale trzeba pamiętać, że nieruchomość nieruchomości nierówna. Nie wszystkie są w stanie utrzymać wartość i nie wszystkie mogą zyskiwać. Przykładowo: w bloku naprzeciw mojego mieszkania deweloper od trzech lat próbuje sprzedać wciąż te same lokale pomimo cen obniżonych już o 40% do oryginału. To jest zagadnienie na całe opracowanie.

Nadchodzą czasy w których możemy spodziewać się dramatycznych i szybkich zmian.
Nie zawsze możemy powiedzieć że nasze wybory przyniosą zyski.
Jaki ma Pan sposób na radzenie sobie ze stresem – potencjalnej straty ?

Potencjalną stratę trzeba zaakceptować. Jeżeli rozpoczynamy inwestycję to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaką stratę jesteśmy w stanie zaakceptować.  Niemniej stres pozostanie zawsze, jeżeli ten stres nas uwiera, to nie podejmujmy takiej inwestycji – szkoda zdrowia.

Inwestowanie czasem bywa też zyskowne :) 
Jak nie popaść w hurraoptymizm i jak nie pogrążyć się w czasie większych sukcesów ?

Pamiętać o stratach, które ponieśliśmy w przeszłości?
To nas uczy, że czasem papierowy zysk może przerodzić się w realną stratę. Czasem trzeba wyjść z inwestycji w odpowiednim momencie, zamknąć za nią drzwi i już do niej nie wracać nawet jeśli wydaje nam się, że wyszliśmy za wcześnie.

Na koniec, ostatnie kluczowe pytanie bez którego cały wywiad nie ma większego sensu – Z Pana doświadczenia, prosto z serca i szczerze – czy naprawdę warto inwestować ? Czy ta gra warta jest ryzyka ?

Powiem inaczej, niestety to konieczność życiowa! Cóż innego nam pozostaje? Jeżeli zakładamy, że chcemy gromadzić jakieś oszczędności, to coś trzeba z nimi robić – chcąc nie chcąc staniemy się inwestorami, trzeba będzie podjąć i zaakceptować pewne ryzyka i miejmy nadzieje osiągnąć profit. Zaś akceptowalny poziom ryzyka, jest dla każdego inny – mierzyłbym go łatwością zasypiania J  

Dziękuję za udział i Pana odpowiedzi.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam serdecznie na bloga http://przeglad-finansowy.blogspot.com/

Z poważaniem dla Szanownych


Michał Sankowski 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Weź udział w dyskusji, zostaw myśl, komentarz, uwagę lub sugestię.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...